W celu poprawnego wyświetlania strony, prosimy o używanie nowszych przeglądarek internetowych takich jak np. Google Chrome lub Microsoft Edge.
Chorzy na Alzheimera często w skrytości ducha czują, że coś jest z nimi nie tak, lecz bywa, że mocno temu zaprzeczają. Jackowi i jego rodzinie udało się doprowadzić do postawienia diagnozy u jego Mamy. Choroba w jej przypadku była już dość zaawansowana.
Jeden ze znajomych lekarzy powiedział, że niedługi jest odstęp od tego stadium, kiedy choroba staje się widoczna dla otoczenia do momentu, kiedy stanie się obciążająca. Wiedzieliśmy już, że Mama nie powinna zostawać sama, że trzeba odciąć jej możliwość samodzielnego wyjścia na zewnątrz. Gdy próbowała, zawsze ktoś ją odwiódł od tego zamiaru - łagodnie, spokojnie, odwracając uwagę. Ale często śniło mi się, że Matka jest zamknięta w pokoju bez klamek zupełnie sama i rozpaczliwie usiłuje się wydostać. Horror.
Coraz częściej gubiła imiona, słowa, wspomnienia. Traciła również zdolność zadbania o siebie: o zjedzenie posiłku, o umycie się. Tata w swoim wieku i z własnymi dolegliwościami nie mógł być asystentem pod prysznicem. Spadło to na żonę i na mnie. Do pewnego momentu radziliśmy sobie, choć mycie starszej osoby oznacza całkiem coś innego niż kąpiel bobasa. Zwłaszcza, że Mama zaczęła się bać prysznica. Ale to było jeszcze pół biedy, nawet biorąc pod uwagę wszystkie aspekty niekontrolowanej fizjologii.
Mama zaczęła przenosić się w inne rzeczywistości, przestawała rozpoznawać ludzi, nawet bliskich. Pojawiły się zachowania niebezpieczne, jak bieganie z nożem po ogrodzie z niewiadomymi zamiarami, czy nieakceptowalne dla innych, jak ciskanie torbami z odchodami za parkan. Dla mnie najbardziej rozdzierające były te momenty, w których na krótki czas Mama jakby przeglądała na oczy i widać było jej rozpacz na widok rzeczywistości i jej faktycznego położenia. Była zdruzgotana. A innego dnia stanęła przed lustrem i nie rozpoznała w nim swojego odbicia. I to było równie przykre.
Niestety, towarzyszyły mi w opiece nad Matką również inne emocje: zniecierpliwienie, poczucie bezradności, zmęczenie, złość. Bo rozsmarowała na ubraniu jedzenie, bo uparcie nie chciała dać się umyć, bo krzyczała jakieś głupoty przez okno. Obserwowanie degradacji rodzica jest bolesne i trudne. Mama, która była polonistką i przez całe życie bardziej się wysławiała niż mówiła, teraz miała do dyspozycji coraz mniej słów.
Kiedy stała się już chora obłożnie, opieka bardzo się skomplikowała. Z jednej strony mniej sobie zagrażała, ale z drugiej – pielęgnacja leżącego chorego wymaga wprawy.
Niestety, Tata chorował coraz poważniej na serce. Aż nieoczekiwanie zmarł. Udało się przeprowadzić i ochronić starszych państwa w pandemii, a potem Ojciec wylądował w szpitalu i tam odszedł. Mama nie wychodziła już ze swojego pokoju, więc była poza domowym życiem. Gdy jednak Tato trafił do szpitala nagle zaczęła mówić, żeby posłać mężowi pomarańcze. O śmierci Taty nie powiedzieliśmy, a jednak… wzywała go. Radziu, Radziu – wołała. I tak przez kilka dni. Wiedziała? Czuła?
Ponieważ oboje z żoną staraliśmy się pracować, po śmierci Taty zatrudniliśmy opiekunkę na kilka godzin dziennie. Ona Mamę doglądała i profesjonalnie dbała o higienę. Ale jednak po pracy wracaliśmy do domu wypełnionego chorobą, przed czym staraliśmy się możliwie chronić nasze dzieci. Tylko, że chronić to jedno, a ograniczać – co innego. Dzieciaki musiały być cicho, nie mogły głośniej słuchać muzyki, bo takie bodźce pobudzały Mamę. Nie był to też dom, do którego mogli przychodzić goście. Problemem stawał się wyjazd, choćby na weekend. Coraz bardziej było widoczne, że wiele osób mocno poświęca swoje potrzeby dla jednej, właściwie nieświadomej. Dopóki Mama myliła mnie z tatą, uważałem, że to może jakiś rodzaj żałoby, ale odkąd we mnie widziała starego dozorcę z poprzedniego domu, a w dzieciach i żonie stale kogoś innego, zacząłem się zastanawiać jaki ten nasz wysiłek ma sens.
Koleżanka żony podpowiedziała nam, że niedaleko jest naprawdę przyzwoity dom opieki. Zdecydowaliśmy się. Dla dzieci. Choć też dla siebie. Zadbaliśmy, by nowy pokój mamy w ośrodku był kopią pokoju w domu. Żeby jak najmniej odczuła zmianę. Często ją odwiedzamy, zwłaszcza, że jeździmy po kolei, bo dla Mamy dwójka gości to już tłum, nadmiar bodźców, niepokój. Nam od tamtej pory bardzo ulżyło, a jej się krzywda nie dzieje.
Pewnego dnia Mama na mój widok zareagowała: Jacek! I poczułem się jak zdrajca. Ale ten jeden z ostatnich przebłysków świadomości trwał ledwie moment. Zostawiłem Mamę spokojną, w jej świecie. Wróciłem do domu, w którym wreszcie tętniło życie. Nie żałuję, choć decyzja o odseparowaniu własnej Matki była moją najtrudniejszą.
NPS-PL-NP-01027-08-2023