W celu poprawnego wyświetlania strony, prosimy o używanie nowszych przeglądarek internetowych takich jak np. Google Chrome lub Microsoft Edge.
Oboje rodzice palili jak lokomotywy. Również w samochodzie, gdzie bywaliśmy podczas podróży, zamknięci wiele godzin, jak w komorze gazowej.
Nie byłam lepsza. Pierwszego papierosa zapaliłam, gdy miałam 16 lat. Co ciekawe, nie smakował mi. Ale było mi z nim do twarzy. Tak uważałam. Starszy kolega podpowiedział, jak się zaciągać.
No to się zaciągnęłam… do armii zadymionych.
Paliłam w liceum w toalecie, paliłam na studiach, w domu. Kiedy poszłam do pracy, w biurach już nie wolno było palić, należałam więc do grup zziębniętych niewolników nałogu tytoniowego, stłoczonych przy popielnicach przed biurowcami. Dla niektórych było to tak upokarzające, że właśnie wtedy rzucali papierosy. Ja nie. Kupowałam najchętniej kartonami. A jak zabrakło – wędrowałam na stację benzynową, nawet w środku nocy, w deszcz czy mróz.
Wyszłam za mąż za palacza; zresztą kto inny znosiłby moje uzależnienie. Nie zapomnę naszego wielogodzinnego lotu samolotem na wakacje do Tajlandii. Uwięziona w przestworzach musiałam mieć przylepiony do ręki plaster z nikotyną. Takie plastry służą do podparcia się przy wychodzeniu z nałogu, mnie miały pomóc przetrwać podróż bez histerii. To był wyczyn. Nie mieliśmy dzieci, więc nie było też z tej przyczyny bodźca do pożegnania się z papierosami. Jedyne czym się martwiłam to, że czuć ode mnie papierosy, więc stale testowałam płyny do prania i płukania, dezodoranty i inne odświeżacze powietrza do wnętrz, a także gumy do żucia i cukierki, maskujące oddech palacza. Tak to przez kilkadziesiąt lat puściłam z dymem kupę pieniędzy. I zdrowie.
Zachorowałam na zapalenie oskrzeli, potem kolejne. Nie mogłam wyjść z serii nawracających infekcji. Zresztą, prawdę mówiąc, nie od razu się tym przejęłam, a wręcz początkowo ignorowałam objawy, bo co tam kaszel – u mnie normalka. Nawet nie zauważyłam od kiedy. Lekarka pierwszego kontaktu stwierdziła, że nie podoba jej się wydolność moich płuc, niezależnie od infekcji. Dostałam skierowanie do poradni pulmonologicznej. A pulmonolog zalecił spirometrię. Okazało się, że jest słabo z moim oddychaniem. I faktycznie czułam się słaba, jak to człowiek niedotleniony. Wejście po schodach stało się bardzo wysiłkowe i kończyło dusznością. Podobnie każdy większy wysiłek fizyczny. Nawet chodzenie szybszym krokiem wywoływało zadyszkę jak u osoby starszej. A przecież miałam 39 lat. Pierwszy raz usłyszałam o POChP i trudno mi było w to uwierzyć. Myślałam, że to nie dotyczy osób w moim wieku. Tymczasem dowiedziałam się, że młode kobiety i POChP to wcale nie taki wyjątek.
Alicja, lat 42
NPS-PL-NP-01012-07-2023