W celu poprawnego wyświetlania strony, prosimy o używanie nowszych przeglądarek internetowych takich jak np. Google Chrome lub Microsoft Edge.
Psychiatria powoli przestaje być opresyjna, jak w „Locie nad kukułczym gniazdem” czy „Przerwanej lekcji muzyki”. Podejmowanych jest coraz więcej inicjatyw przeciw wykluczaniu społecznemu chorych, jak choćby działania krakowskiego Pensjonatu Cogito, który zatrudnia osoby ze zdiagnozowaną schizofrenią – to pokazuje, że najlepszym lekarstwem może być integracja i samo życie. Człowieka alienują symptomy choroby, zaś leczy – wychodzenie z alienacji, bo człowiek jest istotą społeczną i stadną. Z takiego założenia wyszła Grażyna, której córka przeszła epizody psychotyczne, a jednak została wypuszczona spod skrzydeł i z powodzeniem została lekarką. Chociaż jej choroba nie minęła.
- Pewna mądra lekarka już po pierwszym epizodzie Beaty poradziła mi, żebym jak najszybciej przekierowała córkę na samodzielne życie, na własny rachunek. Osobne mieszkanie, samodzielne dbanie o dom, o siebie, o swoje sprawy. Żadnego wyręczania, zastępowania w codziennych obowiązkach. Łączność z codziennym życiem i rutyną rozmaitych czynności ma bowiem działanie prozdrowotne. Również obecność i odpowiedzialność za psa - więc jest sunia i Beata o nią dba.
Pewnego razu spotkałam w metrze panią, która na widok dziwnie pobudzonego pasażera powiedziała: schizofrenik. Spytałam skąd wie, czy jest lekarką. Od słowa do słowa, okazało się, że siostra tej pani chorowała. I jej też poradzono, żeby postawić na samodzielność, co zresztą zrobiły. To kobiecie uratowało życie.
Dawniej były inne koncepcje terapeutyczne, z elektrowstrząsami włącznie, ale traktowanie pacjentów i ich zaburzeń en masse nie sprawdziło się. Zwłaszcza system alienowania ich od normalności nie zdał egzaminu. Dążenie do zaspokajania powszechnych potrzeb jest zdrowe. Dlatego cieszę się, że koleżanka szkolna Beaty, ze zdiagnozowaną już w liceum chorobą afektywną dwubiegunową, wyszła za mąż. Za psychologa zresztą. Beata też była w związkach. O to jestem spokojna. Chciałabym tylko nie musieć stać na straży, wprawdzie w oddali, ale na straży. Na razie ciągle obserwuję i wychwytuję te momenty, kiedy leki poszły w odstawkę i zaraz się zacznie… Wolałabym, żeby nie powtarzały się zawirowania z powodu połknięcia, a raczej nie połknięcia jednej, małej tabletki.
Sama mam już zresztą swoje lata, chciałabym, żeby córka wzięła za siebie odpowiedzialność również w chorobie. Ale ta choroba właśnie na tym polega, że upośledza odpowiedzialność. Nawet zdziwiłam się, że naszych relacji z Beatą nie zerwała moja rozmowa z jej przełożonymi. Ale przed nami i tak kwestia: co dalej. Teraz mam trudniej z doborem argumentów, bo jest „prawie” normalnie: bez złości czy krzyków. Ale wiem, że można zapanować nad zaburzeniami psychicznymi, skoro wielu pacjentów jest świadomych swojej choroby do tego stopnia, że bezbłędnie rozpoznają wczesne objawy jej nasilenia i sami idą po pomoc. Jak cukrzyk, który sięga po insulinę albo nadciśnieniowiec, kontrolujący swoje ciśnienie - również z takimi chorobami da się żyć i nieźle funkcjonować.
NPS-PL-NP-01302-10-24