W celu poprawnego wyświetlania strony, prosimy o używanie nowszych przeglądarek internetowych takich jak np. Google Chrome lub Microsoft Edge.
RZS to reumatologiczna choroba o podłożu autoimmunologicznym, która atakuje trzy razy częściej kobiety niż mężczyzn. Jej przyczyny do końca nie są znane. Pod wpływem nieznanego impulsu nagle organizm zaczyna wytwarzać przeciwciała, które niszczą stawy, powodują degenerację chrząstki, kości, więzadeł i ścięgien. Zaatakowane stawy usztywniają się i ulegają deformacji, a to powoduje ból przy poruszaniu nimi. Jednak RZS nie ogranicza się wyłącznie do stawów.
Skutkiem przewlekłego procesu zapalnego toczącego się w organizmie jest między innymi ryzyko przyspieszonego rozwoju miażdżycy, a ta z kolei pociąga za sobą zwiększone ryzyko zawału i niewydolności serca czy udaru mózgu. Na liście powikłań RZS jest także zapalenie naczyń, zapalenie płuc, a także zwiększone ryzyko osteoporozy, uszkodzenia nerek, problemy hematologiczne czy zespół suchego oka.
Choroba jest nieuleczalna. Jedyne, co można zrobić, to spowalniać jej postępy i łagodzić dolegliwości. – W szpitalu spotkałam chorych, którzy z powodu RZS przeszli wiele operacji, bo choroba atakowała kolejne stawy: kolana, biodra, kręgosłup. Wielu jeździło na wózkach inwalidzkich – wspomina Ania. Ale byli tacy, którzy pomimo długotrwałej choroby i deformacji stawów żyli prawie normalnie. Wyróżniali się aktywnością i chęcią do życia, pomimo przeciwności. Ania obiecała sobie wtedy, że zrobi wszystko, by znaleźć się w tej drugiej grupie. – Wiedziałam, że w tej chorobie, jak w innych schorzeniach na tle autoimmunologicznym, kluczowe znaczenie ma psychika. Jeśli będę się zadręczać myślami, dlaczego padło na mnie i wypierać myśli o chorobie albo się na nią złościć, nic nie wskóram – mówi.
Takie podejście generuje ciągłe napięcie i wyrzut hormonów stresu, które dodatkowo „nakręcają” układ odpornościowy. To skutkuje pogorszeniem objawów. Im gorzej się czujemy i im bardziej jesteśmy niesamodzielni, tym większy stres, który powoduje kolejne nasilenie objawów. To błędne koło, z którego bardzo trudno wyjść.
Ania miała cel: jak najszybciej wrócić do pracy, którą kochała i do uprawiania roślin na swojej działce. Nie wyobrażała sobie życia bez pisania i uczestniczenia w konferencjach naukowych, a także tego, że choroba zrujnuje życie nie tylko jej samej, ale także jej najbliższym, dla których stanie się ciężarem. Na szczęście, po włączeniu terapii pojawiła się poprawa. Ustąpiły obrzęki, ból zelżał. Stopy i dłonie nie wróciły całkowicie do formy sprzed choroby, ale Ania znowu mogła zamienić kapcie na zwykłe buty i poradzić sobie z codziennymi czynnościami. Kiedy ostre dolegliwości ustąpiły, stopniowo zmniejszano dawki leków i wypisano ją do domu. Dostała skierowanie na rehabilitację i do poradni reumatologicznej. – Trafiłam na lekarkę, która okazała się nie tylko doskonałą specjalistką, ale także cudowna i życzliwą kobietą. Do dziś skutecznie zawiaduje moim leczeniem.
Na razie choroba Ani jest pod kontrolą. Są lepsze i gorsze dni, ale nigdy nie było tak źle jak przed postawieniem diagnozy i rozpoczęciem leczenia. – Nie ma gwarancji, że tak będzie zawsze. Być może z czasem trzeba będzie zmodyfikować leczenie – mówi Ania.
NPS-PL-NP-01381-02-25