W celu poprawnego wyświetlania strony, prosimy o używanie nowszych przeglądarek internetowych takich jak np. Google Chrome lub Microsoft Edge.
Marta martwi się o córkę, u której po czasie pandemii pojawiły się zaburzenia lękowe. Maria rzeczywiście sporo przeszła w tym czasie, jak na nastolatkę. Dodatkowo pomoc okazała się nieskuteczna.
- Pierwsza, nietrafiona terapia zasiała w mojej córce wiele wątpliwości co do siebie. Mądra, odpowiedzialna dziewczyna, która w sytuacji kryzysowej stanęła na wysokości zadania, zamiast dostać aplauz, została zasypana pytaniami o relacje rówieśnicze. W przeszłości! I jak zaczęła się przyglądać, porównywać z innymi, mając z tyłu głowy, że już kiedyś, w podstawówce, została uznana za kogoś przynajmniej dziwnego, doszła oczywiście do wniosku, że odstaje, nie pasuje, jest gorsza, nie ma czym zaciekawić innych, nie może zaimponować. W rezultacie tak bardzo przestała ufać sobie i swojej intuicji, że kompletnie pogubiła się w sferze własnych zainteresowań, co wyszło czarno na białym przy wyborze studiów. Moje dziecko z piętnem kogoś gorszego, zwłaszcza po czasie lockdownowej izolacji, faktycznie zaczęło mieć problemy w relacjach. Córka wpadła w pułapkę: chciała się innym przypodobać, przestała być naturalna, spontaniczna, zaczęła coś odgrywać, nie była sobą, co potem sobie uświadamiała i postrzegała jako żałosne. W rezultacie wpadała w coraz większe doły.
Zaczęła się nakręcać spirala lęku: każda – w jej ocenie – porażka towarzyska, potęgowała strach przed kolejnym wyjściem między ludzi. Dla córki przestały to być spontaniczne, wesołe imprezy, a zaczęły się pola konfrontacji i walki o siebie. Coraz częściej wracała załamana sobą, smutna, zapłakana. Obiektywnie nie działo się nic złego, bo znajomi nadal lgnęli do Marysi, ale ona coraz bardziej się zamykała. A jeśli wychodziła do ludzi, to bardzo spięta, zestresowana, zlękniona. Jak przed egzaminem.
Jednocześnie moje dziecko samodzielnie bardzo walczyło z tym, co gryzło od środka. Maria starała się pokonać siebie, porywając się na trudne wyjazdy grupowe, gdzie wszyscy w parach i ona „na przyczepkę”, albo włączała się w grupy pomocowe i aktywnie wspierała uchodźców na dworcu, zaraz po wybuchu wojny w Ukrainie. I choć wiem, że Maria jest wrażliwa i wspierająca, wiem też, że po części włączała się w tę pomoc, by zbudować też siebie. A może odwrócić uwagę od siebie?
Od kilku tygodni córka jest pod opieką nowej terapeutki. I lekarza psychiatry. Dostała antydepresanty, między innymi dlatego, że stany lękowe, towarzyszące fobii społecznej, przerodziły się w ataki paniki. Byłam świadkiem jednego i to, co zobaczyłam, mogę porównać do zachowania dzikiego, zaszczutego zwierzątka. Tak się nie da żyć.
Lek na lęk działa do pewnego stopnia: nie ma ataków, lecz problem pozostał. Zaczyna się w związku z tym nowa terapia, której – nie ukrywam – obawiam się. Chcę ufać i mieć nadzieję. Ale bardziej przepełnia mnie żal, że najlepsze lata mojej córki, te potencjalnie najradośniejsze, ona straciła bezpowrotnie, w strachu i ze łzami w oczach. Niczym sobie na to nie zasłużyła.
NPS-PL-NP-01016-07-2023