W celu poprawnego wyświetlania strony, prosimy o używanie nowszych przeglądarek internetowych takich jak np. Google Chrome lub Microsoft Edge.
Od czasu diagnozy byłem leczony różnymi lekami doustnymi, które owszem, łagodziły objawy choroby (głosy i urojenia), ale sprawiały, że czułem się jak „żelbetonowy kloc”. Ciężki ciałem, bo utyłem 20 kg, i na umyśle. Mój pierwszy pobyt w szpitalu trwał 4 miesiące od stycznia do kwietnia, to był czas pandemii, nikt nie mógł mnie odwiedzać, było ciężko.
W lipcu przestałem brać leki - nie przyznałem się bliskim, a jak dopytywali, czy biorę leki, oszukiwałem rodzinę i lekarza prowadzącego. Początkowo po odstawieniu leków nawet czułem się lepiej, miałem jaśniejszy umysł, ale taki stan trwał może dwa-trzy tygodnie, potem się pogarszało - powoli, ale systematycznie, traciłem kontakt z rzeczywistością i znowu trafiałem na oddział. Drugi pobyt w szpitalu trwał pół roku – każdy pacjent choruje inaczej i mimo standardów leczenia leki dobiera się indywidualnie. A to trwa.
Ponownie dostałem leki doustne, tym razem inne. Po 2 miesiącach ich przyjmowania zacząłem żyć normalnie, poczułem się zdrowy, więc znowu je odstawiłem. Dzisiaj wiem, że to jest klasyka, jeśli chodzi o pacjentów ze schizofrenią – jak tylko poczują się lepiej, porzucają leki, a wtedy wracają objawy. Po dwukrotnym odstawieniu leków wdrożono u mnie terapię w zastrzykach z lekiem długodziałającym. Zadziałało. Takie leczenie było skuteczne i weryfikowalne – tabletkę mogłem wyrzucić, a podanie zastrzyku przez pielęgniarkę poprzedzała wizyta w gabinecie i rozmowa z lekarzem psychiatrą. Po wyjściu ze szpitala (leczenie prowadzi się na oddziale) zostałem skierowany do poradni w pobliżu miejsca zamieszkania, gdzie objęto mnie kompleksową opieką lekarską i psychologiczną. Regularnie chodziłem do lekarza i na terapię. Opieką i wsparciem psychologicznym objęto także moją rodzinę. Mieliśmy szczęście, że w Polsce rozpoczął się pilotaż koordynowanej kompleksowej opieki środowiskowej nad pacjentem w kryzysie psychicznym. Powstały Środowiskowe Centra Zdrowia Psychicznego.
Czułem się dobrze. Podjąłem pracę w galerii sztuki, zaakceptowałem swoją chorobę. Z trudem porzuciłem myśl o powrocie na studia, byłem świadomy własnych ograniczeń – problemów z pamięcią, potrzeby odpoczynku, spokojnego i regularnego życia. Po pół roku stabilności podjęto decyzję, co się okazało złą, o próbie zmniejszenia dawki leku. Mój stan się pogorszył, na szczęście lekarka zobaczyła to podczas jednej z rutynowych wizyt, od razu wezwała karetkę i zostałem zawieziony na oddział. Lek, który dotąd brałem, w mniejszej dawce przestał działać, dlatego zaczęto szukać innej kombinacji leczenia farmakologicznego. Wreszcie zaskoczyło - przepisano mi leki różnych dawkach, które przyjmuję 3 razy dziennie. Już ich nie odstawiam. Po 6 latach doświadczenia życia z chorobą (sprzed diagnozy i po jej ustaleniu), po poznaniu konsekwencji odstawiania leków, teraz biorę je sumiennie. Ustawiłem sobie „przypominajkę” w telefonie, który dzwoni wtedy, gdy jest pora na wzięcie leku.
Pracuję w tej samej galerii sztuki, gdzie zyskałem nowych znajomych i przyjaciela. Wróciłem do jazdy na deskorolce, nie tak intensywnej jak wcześniej, ale zawsze – mam kolegów deskorolkowców, którzy wiedzą o mojej chorobie, odwiedzali mnie w szpitalu. To prawdziwi przyjaciele. Żyję normalnie, adekwatnie do moich obecnych możliwości. Chodzę do kina, teatru, na basen. Spotykam się ze znajomymi. Wyjeżdżam. Żyję w miarę samodzielnie i mam ogromne wsparcie w rodzinie i bliskich.
Medycyna robi ogromne postępy. Wiem, że z każdym miesiącem i rokiem mam szansę czuć się lepiej, zdrowieć - w sensie pozbywania się objawów. Potrzebny jest czas. Nauczyłem się cierpliwości. Kiedyś byłem raptusem, musiałem szybko, nieraz natychmiast mieć to, co sobie zaplanowałem. Przed chorobą byłem bardzo ambitny, żyłem szybko, bardzo wiele osiągnąłem w młodym wieku. Może żyłem za szybko? Dzisiaj doceniam chwile spokoju, kontemplacji. Nie spieszę się. Wierzę, że wiele przede mną. Całe życie. Jestem szczęściarzem, terapia działa! Miewam gorsze dni, ale potrafię sobie z nimi poradzić. Mam ogromne wsparcie wśród bliskich. I to jest nie do przecenienia.
Mój apel kieruję do opiekunów osób w kryzysie psychicznym – bądźcie blisko ze swoimi dorosłymi dziećmi, partnerami, rodzeństwem, przyjaciółmi, którzy mają tę chorobę co ja. Mało kto, tak jak człowiek w kryzysie psychicznym, potrzebuje wsparcia osoby, która dostrzeże realnie sytuację i mu pomoże, zaopiekuje się, doprowadzi do lekarza. Schizofrenia nie zdefiniuje człowieka, jeśli go wesprzecie. Bardzo tego potrzebujemy: zrozumienia i akceptacji. Możemy i chcemy żyć normalnie.
NPS-PL-NP-01420-04-25