W celu poprawnego wyświetlania strony, prosimy o używanie nowszych przeglądarek internetowych takich jak np. Google Chrome lub Microsoft Edge.
- Można powiedzieć, że miałem dużo szczęścia, bo z tzw. wczesnego, rozległego zawału serca wyszedłem bez szwanku – mówi Wojciech. – Ale jedno mnie dręczy: czy w ogóle musiało dojść do zawału?
- Klasycznym zawałowcem jest - zdaniem kardiologów - 65-letni otyły mężczyzna, palący papierosy. Mnie serce odmówiło posłuszeństwa krótko po pięćdziesiątce, chociaż nie byłem otyły i nigdy nie zapaliłem – opowiada Wojciech. - Jako dziecko z astmą od wszystkich lekarzy w sanatoriach słyszałem, że palenie oznacza dla mnie zabójstwo. Jestem też typem dość usportowionym, lubię tenis, rower, narty. W rodzinie nie mam żadnych obciążeń genetycznych związanych z miażdżycą. Jednak na jakieś dziesięć lat przed zawałem w badaniach pojawił się - i potem utrzymywał - cholesterol na poziomie 250. Żaden z lekarzy nie bił na alarm, nawet nie zlecał gruntownej diagnostyki. Dopiero sam zaordynowałem sobie specjalistyczne badanie, w ramach pakietu w prywatnej sieci klinik. Wynik angio TK, czyli tomografii komputerowej serca zrobionej na ponad rok przed zawałem pokazywał, że mam tętnice zatkane w 80-90 procentach. Tymczasem lekarz nadal zalecał zmiany w diecie i nie dodał żadnej farmakoterapii, chociaż miałem naczynia prawie niedrożne. Z drugiej strony, moja żona miała identyczne wyniki poziomu cholesterolu - w końcu mamy wspólną kuchnię, a u niej nie stwierdzono takiego odkładania się blaszek miażdżycowych w tętnicach jak u mnie. Tak czy inaczej dostaliśmy podobne zalecenia i faktycznie zmieniliśmy swoje menu, rezygnując głównie z wieprzowiny i generalnie z tłustego jedzenia. W moim przypadku jednak to nie wystarczyło. Ale zdaje się, że nie tylko w tym tkwiła przyczyna mojego zawału.
NPS-PL-NP-01120-11-2023